Borówkowy baron z pogranicza


Borówki amerykańskie Mariana Baraniuka sprzedaje sieć supermarketów Sainsbury’s w Wielkiej Brytanii, ale właściciel Plantacji Matcze w powiecie hrubieszowskim woli, gdy się o nim nie pisze. Czy dlatego, że jako posiadacz certyfikatu Global G.A.P. zatrudnia na dużą skalę Ukraińców?

Choć Marian Baraniuk szczyci się tym, że owoce z Matcza nad Bugiem sprzedawane są w wiodącej sieci detalicznej w Wielkiej Brytanii, a na Facebooku jego firmy podziwiać można zdjęcie opakowania borówek z logo Sainsbury’s i informacją „Grown by Plantacja Matcze” (200 g po £ 1,75), dochodowość działającego od wiosny 1990 r. gospodarstwa rolnego jest tajemnicą strzeżoną niczym najnowsze technologie zbrojeniowe. Jaki jest powód tego, że 56-letni przedsiębiorca z Kopyłowa, którego markę w mediach społecznościowych pod hasłem „Swój do swego po swoje” zdecydowanie wsparli narodowcy i zwolennicy patriotyzmu konsumenckiego, świadomie unika kontaktów z mediami?

Czy dzieje się tak dlatego, że przy zbiorach borówki amerykańskiej pracują u niego głównie Ukraińcy, a Polacy bywają zatrudniani bez umowy (bliższe dane dotyczące tego typu przypadków w posiadaniu naszej redakcji – przyp. JJ), co może być problematyczne dla posiadacza certyfikatu Global G.A.P, zobowiązanego do przestrzegania w swej działalności gospodarczej wysokich standardów, zarówno etycznych, jak i w zakresie warunków pracy?

Odpowiedzi na to pytanie, podobnie jak i na wiele innych nie znamy, gdyż Marian Baraniuk mimo ponawianych parokrotnie prób nawiązania z nim kontaktu, od początku maja br. nie znalazł czasu, by z nami spotkać się i porozmawiać czy choćby odpowiedzieć na e-maile, w których pytaliśmy go o różne kwestie związane z rentownością jego plantacji w Matczu, skąd w sezonie TiR-y codziennie wywożą tonami owoce do Szczecina. Stamtąd ich dalszą spedycją do Europy Zachodniej zajmuje się szczecińska spółka handlowa Berrypoint, której Marian Baraniuk jest wspólnikiem od 2012 r. W państwach UE zielone światło borówkom z Matcza zapewnia właśnie przywołany wyżej certyfikat Global G.A.P., który dla płodów rolnych na wspólnym rynku jest niczym paszport kraju strefy Schengen.

Dawid i Goliat z gminy Horodło

„Większe uprawy w województwie lubelskim mają tylko firmy zorganizowane jak korporacje. Mój krajan to prawdziwy potentat po tej stronie Wisły, A przecież tam było szczere pole, kiedy przed laty zaczynał i odkupił budynki po dawnej rolniczej spółdzielni produkcyjnej”  – mówi o właścicielu plantacji w Matczu Henryk Walicki, który obok Mariana Baraniuka jako jedyny uprawia borówkę wysoką na terenie pogranicznej gminy Horodło. Jednak plantacja Walickiego zajmująca zaledwie 4,5 ha na obrzeżach wsi Poraj to liliput w porównaniu z prężnym przedsiębiorstwem Baraniuka, u którego w sezonie owoce zbiera dziennie co najmniej 500 osób, głównie z Ukrainy – jak relacjonowało nam kilka niezależnych od siebie źródeł.

Bez tak wielkiej rzeszy pracowników sezonowych nie dałoby się – jak ocenia plantator z Poraja – sprawnie zebrać plonów z uprawy o powierzchni 45 ha, a tej wielkości areał obsadzony jest w Matczu borówką amerykańską, co wiosną br. odnotowały media ukraińskie z okazji wizyty delegacji rolników z rejonu Lwowa w gospodarstwie Mariana Baraniuka. W świetle powyższych danych informację o tym, że przy zbiorze owoców z jego uprawy pracuje latem ok. 100 osób – jak zapewniano nas w połowie sierpnia br. podczas wizyty w biurze Plantacji Matcze – można spokojnie włożyć pomiędzy bajki.

Prawda czasu i prawda ekranu, czyli faktyczna wielkość zatrudnienia

Potwierdził to nam jeden ze starszych mieszkańców Matcza, którego zagadnęliśmy, gdy robił zakupy w miejscowym sklepie. Według jego szacunków w sezonie na polu u Mariana Baraniuka musi pracować co najmniej pół tysiąca osób. Tego samego zdania była obecna przy naszej rozmowie sprzedawczyni – „Skoro u mnie przy zbiorach pracuje od 40 do 60 osób, to co dopiero u Baraniuka” – stwierdza Henryk Walicki, który nie ukrywa, że chociażby ze względu na różnicę skali pomiędzy plantacjami w Poraju i Matczu trudno mówić o realnej konkurencji z pochodzącym z Kopyłowa borówkowym krezusem – „Dwa lata temu przy zbiorach w Matczu pracowały setki ludzi, a w ciągu całego sezonu mogło się przewinąć nawet kilka tysięcy. Pamiętam, że pobierałam numer powyżej 2800” – wspomina 20-letnia mieszkanka Horodła, którą letnim popołudniem po pracy na plantacji Mariana Baraniuka spotkaliśmy na rynku miasteczka, gdzie w cieniu drzew toczy się życie towarzyskie ośrodka administracyjnego najdalej na wschód położonej gminy w Polsce.

Jak dla wielu mieszkańców pozbawionej przemysłu gminy (z wyjątkiem Cukrowni Strzyżów, sprywatyzowanej przez niemiecki koncern Südzucker), sezonowa praca na plantacji w Matczu to w jej przypadku dogodna okazja doraźnego podreperowania budżetu domowego. Nawet jeśli za paletkę borówek płaci się tam w br. 12-14 zł , a za kg 3 zł (oficjalne dane podawane zainteresowanym przez telefon w biurze Mariana Baraniuka – przyp. JJ), gdy tymczasem coraz więcej zatrudnionych w sezonie stanowią przybysze z pobliskiej Ukrainy, dla których stawka rzędu 7 zł na rękę za godzinę pracy w chłodni owoców ciągle jest atrakcyjna – „W polu to oni nawet do 6 tys. zł miesięcznie potrafią wyciągnąć, ale pracują jak mrówki w piątek i świątek. I wątpię, czy mają jakiekolwiek umowy” – opowiada Marlena, która mimo ukończenia studiów nadal traktuje wakacyjną pracę w Matczu jako źródło dodatkowego dochodu. Sama zresztą zgodziła się pracować dla Mariana Baraniuka „na czarno”, gdyż interesuje ją wyłącznie zarobek, mimo iż jest obywatelką Polski i, jeśli nie będzie opłacać sobie składek ZUS, może mieć w przyszłości problem z emeryturą.

Autobusy pracownicze i hotel robotniczy

Wśród pracowników sezonowych, którzy tak jak Marlena najmują się do roboty w Matczu jedynie latem, wielu dojeżdża na plantację autobusami wynajmowanymi przez jej właściciela rokrocznie na czas zbiorów. W tym sezonie wyruszają one o wczesnych godzinach rannych z centrum Chełma i Hrubieszowa zatrzymując się w mijanych po drodze miejscowościach, skąd zabierają chętnych do zbierania borówek (zaproszenie ze szczegółową informacją dla zainteresowanych Plantacja Matcze zamieściła 4 sierpnia br. na Facebooku informując, że oferta adresowana jest do osób w wieku od 16 lat).

Na brak rąk do pracy właściciel gospodarstwa w Matczu, które – jak poinformowano nas w Urzędzie Gminy Horodło – łącznie zajmuje powierzchnię 282 ha (chociaż według danych opublikowanych przy okazji dożynek w 2015 r. na stronie www.zamosconline.pl całkowity areał gospodarstwa sadowniczo-ogrodniczego rodziny Baraniuków w Matczu to 330 ha) – nie może narzekać. Najlepszym świadectwem tego są kilkuosobowe grupki, najczęściej młodych ludzi, którzy w sierpniowe ranki, ubrani w czapki i chustki, polnymi drogami śpieszą na plantację Baraniuka. Niektórzy podjeżdżają własnymi samochodami. Ich rejestracje z okolicznych powiatów chełmskiego czy tomaszowskiego mogą wprowadzić w błąd. Wysiadający z aut bowiem nierzadko rozmawiają po ukraińsku (ze względu na wysokość cła w swoim kraju wielu Ukraińców woli zarejestrować kupione w UE samochody na Polaków, dokonując na ich rzecz fikcyjnej darowizny; trudniący się tym procederem obywatele RP pobierają od ukraińskich właścicieli pojazdów po 400 euro od sztuki – przyp. JJ).

To przede wszystkim z myślą o taniej sile roboczej zza Buga Marian Baraniuk postawił w oddalonej o 3 km od Matcza miejscowości Cegielnia hotel robotniczy, zbudowany z kontenerów, które stały wcześniej przy granicy w Zosinie i zostały odkupione jako majątek zbędny i zużyty od Lubelskiego Zarządu Obsługi Przejść Granicznych. Dostępu do nich chroni solidna brama, zza której wyłania się stróż, gdy tylko przed kompleksem baraków zatrzyma się samochód z numerami spoza regionu. Na pytanie, co się mieści w tak chronionym na odludziu obiekcie, odpowiada jakby został przeszkolony w udzielaniu wymijających wyjaśnień – „Nieistotne. Trzeba zapytać właściciela”„To znaczy kogo” – nie dajemy za wygraną – „Pana Mariana” – odpowiedź jest równie szybka, co lakoniczna.

Pracodawca większy niż niemiecki koncern cukrowniczy

Charakterystyczne, że gdziekolwiek na terenie gminy Horodło oficjalnie pytaliśmy o działalność firmy Mariana Baraniuka, reakcją była zawsze nieufność wobec obcych i małomówność. Rezerwę wyczuwało się nawet ze strony samorządu lokalnego, mimo iż w załącznikach do dwóch uchwał Rady Gminy Horodło znaleźliśmy m.in. informację, że „w miejscowości Matcze znajduje się uprawa borówki amerykańskiej, gdzie zatrudnienie podczas zbiorów znajduje duży odsetek ludności” (fragment gminnej strategii rozwiązywania problemów społecznych w gminie Horodło na lata 2006-2015/załącznik do uchwały Nr XX (132)08 Rady Gminy Horodło – przyp. JJ), a plantacja przedsiębiorcy z Kopyłowa podczas zbiorów jest jednym z trzech największych pracodawców w gminie, obok Cukrowni Strzyżów podczas kampanii buraczanej i Urzędu Gminy (wyimek z dokumentu strategii rozwoju lokalnego gminy Horodło na lata 2016-2023/załącznik do uchwały nr XIII/84/16 Rady Gminy Horodło z dnia 23 maja 2016 r. – przyp. JJ).

Co ciekawe, chociaż żadnego problemu nie nastręcza urzędnikom odnalezienie aktualnych danych o wielkości zatrudnienia w cukrowni należącej do niemieckiego koncernu Südzucker (65 osób poza sezonem kampanii buraczanej), to nikt w siedzibie władz samorządowych w Horodle nie potrafił nam podać, nawet w przybliżeniu, liczby osób zatrudnianych przez borówkowego potentata z Matcza – „Sezonowo bardzo dużo ludzi tam pracuje. To sztandarowa firma, jeśli chodzi o zatrudnienie” – mówi o plantacji Mariana Baraniuka wójt gminy Horodło Krzysztof Bożek zapewniając, że nie zna liczby osób, które zatrudnia plantator z Matcza.

Lepiej zorientowana od wójta powinna być podinspektor ds. działalności gospodarczych i ochrony środowiska w urzędzie gminy Maria Błaziak, ale i ona nie potrafi podać dokładnej wielkości zatrudnienia w firmie Mariana Baraniuka – „Pod tym względem to u nas największy przedsiębiorca. W sezonie zatrudnia młodzież z całej Polski” – wyjaśnia urzędniczka. Według jej wiedzy na stałe na plantacji w Matczu pracuje znacznie więcej osób niż w Cukrowni Strzyżów – „Myślę, że 100, a nawet 150 ludzi, bo tam jest spory areał” – podsumowuje Maria Błaziak.

Rosnący strumień ludzki zza Buga

Kluczowe znaczenie dla wyników finansowych Plantacji Matcze wydaje się mieć zatrudnianie Ukraińców. Jednak inspektor Błaziak pytana o procentowy udział obywateli Ukrainy w ogólnej liczbie pracowników sezonowych firmy Mariana Baraniuka, rozkłada  bezradnie ręce. Podobnie na hasło „siła robocza z Ukrainy” reaguje wójt gminy Horodło, chociaż dla nikogo w społeczności lokalnej nie jest tajemnicą, że deficyt rodzimej siły roboczej w okolicy powoduje, że przedsiębiorcy ochoczo sięgają po przybyszy zza Buga, których legalność zatrudnienia zobowiązane są badać Państwowa Inspekcja Pracy i Straż Graniczna – „Aktualnie u Baraniuka pracują głównie Ukraińcy” – twierdzi plantator Henryk Walicki, którego gospodarstwo w Poraju oddalone jest od Matcza 8 minut drogi samochodem – „Już rok temu było bardzo dużo osób z Ukrainy” – wspomina Grażyna, która przez dwa tygodnie zarobiła u Mariana Baraniuka 700 zł. Jej zdaniem ukraińscy robotnicy sezonowi są lepiej traktowani niż Polacy przez brygadzistki, które nadzorują zbiór borówek na plantacji w Matczu i potrafią bezceremonialnie odnosić się do ludzi pracujących w polu.

Wzmożona troska o pracowników z Ukrainy w firmie Baraniuka wynika – jak oceniają zgodnie miejscowe, polskie zbieraczki, z którymi udało nam się porozmawiać – z większej wydajności, jaką odznaczają się przybysze zza Buga w polowych pracach – „Dla nas byle jaki zarobek to dla nich niezła kasa” – podsumowuje Grażyna, dla której wybór ukraińskiej siły roboczej przez Mariana Baraniuka to naturalna konsekwencja rachunku ekonomicznego, opierającego się na dwóch filarach: niskich kosztach pracy i ponadprzeciętnych wynikach w zbieraniu owoców.

Rosnąca wielkość plonów

To zapewne wysokowydajnych pracowników z Ukrainy miał na myśli jeden z krajowych plantatorów, który nie zgodził się na podawanie jego nazwiska w artykule – szacuje on opierając swe wyliczenia na danych gromadzonych od lat 90., że dobry zbieracz jest w stanie zebrać z plantacji nawet 1 tonę owoców w sezonie. Gdyby te szacunki okazały się miarodajne, oznaczałoby to, że w Matczu zbiera się nawet do 500 ton borówek amerykańskich rocznie. Dawałoby to Marianowi Baraniukowi średnio ponad 11 ton owoców z 1 ha uprawy. Taka średnia wydajność z 1 ha wydaje się nader prawdopodobna. Wskazuje na to chociażby opinia cytowanego wyżej Henryka Walickiego, który twierdzi, że uzyskiwanie plonów rzędu 10 ton borówki amerykańskiej z 1 ha uprawy jest możliwe do osiągnięcia na dobrze prowadzonych, wielohektarowych plantacjach, gdzie rośliny sadzone są „krzew w krzew”.

Dotyczy to oczywiście plantacji, które mają co najmniej 7-8 lat, bo dopiero po upływie tak długiego czasu można mówić o pełnym owocowaniu (średnią plonów rzędu 10 ton z 1 ha podaje też Farmer.pl, który monitoruje na co dzień rynek produktów rolnych. Portal powołuje się na wyliczenia Stowarzyszenia Plantatorów Borówki Amerykańskiej, do którego należy Marian Baraniuk – przyp. JJ) – „Plantacja, która ma 10-15 lat, zadbana i w pełni plonująca, jest w stanie dać nawet 15 ton owoców z hektara” – mówi Henryk Walicki zastrzegając, że są to górne rejestry widełek średniej plonów z 1 ha, osiąganych przez krajowych plantatorów, podczas gdy średnia wydajność rzędu 8-10 ton borówek z 1 ha może uchodzić za niezły wynik –  „Po upływie ponad 10 lat osiągam średnio do 7-8 ton z hektara, ale przecież cała plantacja jeszcze nie owocuje. Jednak co roku plony rosną” – tłumaczy Walicki oprowadzając nas po swoim gospodarstwie.

Ścisłe dane o łącznej wysokości plonów i średniej z 1 ha na plantacji w Matczu to informacja strzeżona jak oko w głowie przez Mariana Baraniuka i jego syna Mateusza, o którym w gminie Horodło powiadają, że powoli przejmuje prowadzenie firmy od ojca. Sekretem natomiast nie jest, że przy zapewnieniu optymalnego odżywiania roślin na plantacji borówki wysokiej można uzyskać plon nawet do 30 t z 1 ha – jak ustalił w wyniku swych badań prof. dr hab. Andrzej Komosa z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Warunkiem jest obsada rzędu 3000 szt. krzewów na 1 ha. Jako niekwestionowany autorytet w zakresie nawożenia uprawy borówki amerykańskiej prof. Komosa zaprezentował swoje ustalenia na Konferencji Borówkowej 2017, którą zorganizował specjalistyczny magazyn „Jagodnik”, uznawany za najbardziej miarodajny periodyk publikujący materiały o uprawie borówki wysokiej w Polsce.

Perspektywy rozwoju plantacji

Osiągnięcie wysokich plonów wymaga też od plantatorów dywersyfikacji odmian borówki – „Szczyt cenowy związany ze zbiorami popularnej odmiany Blue Crop szybko mija. Dlatego trzeba inwestować w rozwój uprawy nowych odmian, które dojrzewają wcześnie lub późno, bo ich ceny podwyższają średnią” – wyjaśnia Henryk Walicki, który 4 lipca br. sprzedał pierwszą partię owoców w tym sezonie. Cena wynosiła wówczas 32 zł za 1 kg. Plantator z Poraja stawia teraz na odmianę Bonus, która uznawana jest za jedną z najbardziej plennych, a poza tym ma największe owoce o wybitnie deserowym charakterze. Jak udało nam się ustalić nieoficjalnie, uprawą Bonusa interesuje się też żywo Marian Baraniuk, na którego plantacji w Matczu uprawia się różne odmiany borówki amerykańskiej, m.in. Blue Crop, Duke, Brigitta, Toro i Nelson.

Gleba w Matczu, przepuszczalna, lekka i o bardzo kwaśnym odczynie (pH 3,8-4,4 – według ustaleń dr. Dariusza Wacha z Katedry Uprawy i Żywienia Roślin Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie), wprost idealnie nadaje się do uprawy borówki wysokiej. Przy dobrym nasłonecznieniu i osłonięciu od wiatru uprawa odmiany Bonus na plantacji w Matczu powinna znacząco podnieść w ciągu kilku lat jej rentowność, na którą i bez tego Marian Baraniuk nie może narzekać mając wielohektarową plantację z dojrzałymi, w pełni plonującymi krzewami borówki. Jeśli doliczymy do tego jeszcze wspomniane wyżej korzyści wynikające z łatwego dostępu do ciągle taniej siły roboczej z Ukrainy oraz udziałów w spółce zajmującej się handlem borówką z Matcza na rynkach europejskich, uzyskamy pełniejszy obraz świetnie prosperującego przedsiębiorstwa.

Pod względem prawnym od lat pozostaje ono jednoosobową działalnością gospodarczą, co skutecznie utrudnia konkurencji poznanie kondycji finansowej Mariana Baraniuka, który dzięki inwestycji w budowę chłodni nie musi obawiać się okresowych spadków cen borówki amerykańskiej (w drugim tygodniu lipca br. utrzymywały się one na poziomie 24-26 zł za kg, podczas gdy w kolejnym tygodniu na polskim rynku spadły do pułapu 12-13 zł za kg), gdyż – jak zauważył trafnie portal. Jagodnik.pl – może oddziaływać na rynek ograniczając podaż owoców poprzez przechowywanie ich w odpowiednio niskiej temperaturze. Zresztą – jak czytamy w tym samym artykule – mimo że zbiory w br. będą niższe na skutek wiosennych przemarznięć, to jakość i wielkość tegorocznych owoców sprawiają, iż chętnie kupują je zagraniczni odbiorcy, a to oni właśnie są filarem dochodowości Plantacji Matcze. I gdyby nawet, co wydaje się wręcz niemożliwe, Marian Baraniuk zmuszony był sprzedawać borówki w tym sezonie po 12 zł za kg, to i tak przychód ze sprzedaży 100 ton owoców wynosiłby 1,2 mln zł, zaś z 500 ton – odpowiednio 6 mln zł.

 

 

Koszty produkcji borówki amerykańskiej

Koszt założenia 1 ha uprawy borówki amerykańskiej to ok. 50-80 tys. zł. Główne koszty to zakup sadzonek i instalacji do nawadniania. Zakładając, że 1 ha to ok. 3300 roślin (odstępy między krzewami  winny wynosić 0,8-1,0 m, a między rzędami – 3,0 m) po 6-7 zł za sztukę, należy liczyć się z wydatkiem rzędu 20-23 tys. zł. Mowa o wydatku jednorazowym, gdyż borówka amerykańska jest rośliną długowieczną, która owocuje przez 30 lat i więcej. Nawodnienie 1 ha plantacji wymaga nakładów finansowych rzędu 30 tys. zł. Do tego należy jeszcze doliczyć koszty nawożenia (przeważnie drogimi nawozami wieloskładnikowymi), ochrony przed chorobami i szkodnikami, pielenia i zbioru (w br. w Matczu płacono zbieraczom 3 zł za 1 kg zrywanych ręcznie owoców, natomiast za paletę borówek Marian Baraniuk oferował im po 12 zł, a pod koniec sierpnia 14 zł. Z kolei za godzinę pracy w chłodni u biznesmena z Kopyłowa można było zarobić 7 zł).

Urządzenia do sortowania owoców wymagają jednorazowego zainwestowania od 200 tys. zł (najprostszy wariant) do 1,5 mln zł. Wielu plantatorów, m.in. Milibor sp. z o.o. – właściciel 25 ha w powiecie płońskim na Mazowszu, ale także Marian Baraniuk, pozyskało na ten cel wsparcie finansowe ze środków UE. Linia do sortowania to jednak inwestycja opłacalna wyłącznie dla plantatorów, którzy zbierają ponad 100 ton owoców rocznie. W przypadku mniejszych plonów zakup kosztownej technologii nie zamortyzuje się.

Źródło: Informacje własne i Farmer.pl.

* Imiona sezonowych pracownic Plantacji Matcze zostały zmienione w celu ukrycia ich prawdziwej tożsamości przed osobami niepowołanymi.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *